top of page

Projektowe początki. Te "fakapy" dużo mnie nauczyły!

  • Zdjęcie autora: Nordic Lab
    Nordic Lab
  • 27 paź 2023
  • 6 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 20 lis 2023


Pierwszym większym samodzielnie zaprojektowanym metrażem, było... własne mieszkanie. Wraz z nim pojawiły się doświadczenia: zderzenie (i to bolesne) z cenami, próby rozciągnięcia doby, pierwsze nadzory nad wykonawcami... ale też pierwsze błędy - takie jak niewłaściwy dobór materiału (który w praktyce okazał się być strasznie uciążliwy w użytkowaniu), umywalka, z której rozchlapywała się woda, czy parę innych wpadek. Każdy się kiedyś uczył i każdy jakoś zaczynał - dzisiaj trochę o tym jak to było u mnie. Czyli "fakapy" bez cenzury ;)


Właśnie zdałam sobie sprawę, że większość z tych zdjęć jeszcze nigdy nie ujrzały światła dziennego (no dobra - poza rodziną i pośrednikiem nieruchomości) - możecie więc sobie wyobrazić, że udostępniam je z lekkim drżeniem serca :) ale chyba też z czymś w rodzaju nostalgii. Bo dzisiaj wiem, że między innymi dzięki tym błędom zaczęłam patrzeć na wnętrza zupełnie inaczej, niż wcześniej.



POŚPIECH NIE JEST NIGDY DOBRYM DORADCĄ.


Pierwsze własne mieszkanie znajdowało się w szeregowcu i było to całe 61m2 szczęścia, rozdzielone na 2 poziomy - parter i piętro. Założenia były dość oczywiste: ma być ładnie i funkcjonalnie :-) Co ciekawe - projektowałam już wtedy wnętrza dla klientów i każdy projekt traktowałam z namaszczeniem. Tylko nie swój! Wydawało mi się, że jakoś to będzie, że przecież wiem co mi się ogólnie podoba, a co nie i do czego mniej więcej dążę. Wydawało mi się, że skoro projektuję wnętrza dla innych ludzi, to zrobienie projektu dla siebie przyjdzie mi naturalnie i raczej szybko... ale nie było tak do końca. Dzisiaj wiem, że błędy które popełniłam wynikały głównie z pośpiechu, braku poukładania pewnych rzeczy i oszczędności nie tam gdzie trzeba. A pierwszym, głównym błędem był...

BŁĄD nr 1: ETAP INSPIRACJI TRAKTOWANY PO MACOSZEMU. Teoretycznie Pinterest stał się moim nieodłącznym przyjacielem w tamtym czasie, ale prawda jest taka, że nie wynikało z tego zbyt wiele. Dlaczego? Bo moje działania skupiały się tylko i wyłącznie na przeglądaniu setek ładnych zdjęć i zapisywaniu ich "na później", jednak zabrakło analizy: co mi się konkretnie podoba na danym zdjęciu, jakie to mogą być materiały, jak będzie się z nich użytkować? Czy jedne inspiracje nie wykluczają drugich, czy są ze sobą spójne? A może wręcz przeciwnie - wszystko jest z innej parafii? Dziś jednym z pierwszych etapów projektowych jest porządny wywiad z Klientem, gdzie nie tylko przeglądamy inspiracje, ale szeroko je omawiamy, układamy sobie w głowie i planujemy pod nie pozostałe działania. Wtedy zabrakło właśnie tego uporządkowania. Przyszedł moment, w którym byłam już tak przeładowana Pinterestem, że nie wiedziałam co z czym :-) Zmęczona tematem, podjęłam więc pewne decyzje "dla świętego spokoju". Poniżej wrzucam kilka zdjęć, którymi się inspirowałam:


ree

(zdjęcie pochodzi z portalu Pinterest)


ree

(zdjęcie pochodzi z portalu Pinterest)


ree

(zdjęcie pochodzi z portalu Pinterest)


ree

(zdjęcie pochodzi z portalu Pinterest)

Jak możecie zauważyć, klimat tych wnętrz na każdym zdjęciu jest trochę inny. Interesowałam się skrajnymi stylami, jak chociażby modern classic i soft loft. Podobały mi się wnętrza minimalistyczne, a jednocześnie uwielbiałam sztukaterie na ścianach... głowa była pełna pomysłów, których uporządkowanie okazało się być naprawdę trudne. Dlatego nie wybrałam, a zebrałam te wszystkie moje pomysły "do kupy" i dalej już szłam na żywioł, w myśl zasady, że "to się ustali na bieżąco". Szczerze? To nie był najlepszy pomysł. Fakt, niektóre rzeczy wyszły fajnie, ale inne okazały się być pomyłką. Szybko doszłam do wniosku, że drugim błędem jakim popełniłam był: BŁĄD nr 2: TO, ŻE NIE WZIEŁAM POD UWAGĘ WYSOKOŚCI POMIESZCZEŃ I ICH METRAŻU.

Zapamiętajcie tę zasadę: nie wszystkie rozwiązania które widzimy na ekranie, będą dobrze wyglądać w naszych wnętrzach! U mnie objawiło się to w postaci zbyt małego metrażu - przede wszystkim jeśli chodzi o ilość zastosowanych materiałów. Na niespełna 30 metrowym parterze upchałam: 3 odcienie drewna (podłoga, zabudowy, pianino), płytki imitujące biały marmur, zielone akcenty (sofa, fragment ściany, poduszki), sztukaterię, wielką płaszczyznę ściany wykończonej dekoracyjnym betonem i zbyt dużą ilość dekoracji. W efekcie wnętrze wyglądało na trochę przeładowane i po prostu nie do końca spójne - nie było wiadomo na czym skupić oko. Wysokość natomiast była standardowa jak na pomieszczenia deweloperskie, ale 265cm to jednak zbyt mało na długie wiszące lampy. Koniec końców niektóre z nich musiałam powiesić wyżej, przez co straciły swój urok (zwróćcie uwagę na tę w okolicy sofy). To z czego byłam dumna (i jestem do dziś) to kuchnia. Była dokładnie taka jak chciałam... tylko dziś postawiłabym ją w bardziej stonowanym otoczeniu, dzięki temu mogłaby wyjść na pierwszy plan - tym bardziej, że był to aneks, a więc zawsze był widoczny.


BŁĄD 3: POŚPIECH W DOBORZE NIEKTÓRYCH MATERIAŁÓW I ELEMENTÓW WYPOSAŻENIA


Największą zmorą tego mieszkania były panele podłogowe. Musicie wiedzieć, że nie były to jakieś świetne panele, choć miały klasę ścieralności AC6. W sklepie wyglądały naprawdę ładnie, oglądałam je przecież nie raz, ale nie wzięłam pod uwagę jednego: w sklepach jest zupełnie inny rodzaj oświetlenia. W naszym mieszkaniu na parterze okna były tylko od jednej strony. W związku z tym po położeniu podłogi, okazało się, że jest ona bardziej szara niż brązowa - a odcień wygląda na zdecydowanie bardziej zimny, niż mi się wydawało. Jak możecie się domyślać, oczywiście nie zgrał się z kolorem frontów szafek :-) Pominę już kwestię jakościowe, po niedługim czasie od użytkowania na podłodze zaczęły pojawiać rysy i przebarwienia, których za żadną cholerę nie dało się usunąć... No cóż, skutecznie znienawidziłam panele laminowane i dziś właściwie ich nie używam w projektach - zdecydowanie rekomenduję panele winylowe, lub naturalne drewno. Mają lepsze właściwości akustyczne, antystatyczne i nieporównywalnie lepiej wyglądają, nie mówiąc już o wygodzie użytkowania! BŁĄD 4: ŁADNA, ALE KOMPLETNIE NIEPRAKTYCZNA UMYWALKA


Dziś wiem, że była ona po prostu źle wyprofilowana, a dodatkowo wylewka była umiejscowiona za wysoko, w efekcie czego przy każdym myciu twarzy dookoła umywalki tworzył się basen :-) Przyznaję się, że umywalkę kupiłam trochę "na oko", nie sprawdzając dokładnie jak wysoki jest jej rant. No i cóż - poległam, rant był na tyle niski, że przy odkręceniu wody na maxa, ta się dosłownie wylewała z umywalki... nie było to ani wygodne, ani funkcjonalne, choć zbudowało doświadczenie i nawyk: dzisiaj nie ma opcji, żebym wcisnęła coś do projektu, bez dokładnego sprawdzenia specyfikacji danego produktu.



BŁĄD 5: OSZCZĘDNOŚĆ NA EKIPIE WYKOŃCZENIOWEJ


I to był NAJWIĘKSZY BŁĄD EVER. Czerwone światełko zapaliło mi się kilka razy, ale jednak postanowiłam je zbagatelizować, choć dzisiaj wiem, że WIĘKSZOŚĆ rzeczy, które mnie wkurzały w tamtym mieszkaniu, były właśnie spowodowane brakiem dokładności i umiejętności ze strony ekipy wykończeniowej. Dzisiaj już wiem: Nawet najpiękniejszy projekt może zostać schrzaniony, jeśli realizację powierzysz komuś, kto kompletnie nie zna się na rzeczy. Dziś często mówię swoim klientom, że nadmierna oszczędność powoduje potem większe koszty - tak było w moim przypadku. Nieestetyczne połączenia posadzek, niedokładne rozprowadzenie farb na ścianach, krzywo położone płytki, źle osadzona wanna, czy bateria podtynkowa... to tylko kilka błędów, których naprawa okazała się bardzo czasochłonna i kosztowna. Dużo rzeczy musieliśmy odpuścić i machnąć na nie ręką - bo nie było nas już stać na poprawki. Pamiętajcie, że wykonawca, który poprawia coś po innym "fachowcu" bierze razy dwa. Nie warto. Dzisiaj mam inną zasadę - jeśli muszę szukać oszczędności - robię to gdzie indziej, bo możliwości jest wiele: - rozłożenie całej inwestycji na etapy i odłożenie tych droższych na później (np. zabudów stolarskich, czy schodów) - nie wykańczanie na "tip-top" wszystkich pomieszczeń od razu - zrezygnowanie z drogich dekoracji - pochylenie się nad AGD - czy na pewno będziesz korzystał z wszystkich 50 funkcji piekarnika wartego 5, czy 6 tys. złotych? - przeanalizowanie oświetlenia - lampy potrafią być naprawdę drogie. Warto czasami postawić na jedną, czy dwie z wyższej półki, a resztę potraktować budżetowo - niekiedy warto poszukać oszczędności na niektórych materiałach z zakresu chemii budowlanej, która również potrafi zjeść spore pieniądze. ...ale nigdy, przenigdy nie zachęcam do oszczędzania na ekipie wykończeniowej. To oczywiście nie oznacza, że teraz biorę tę, która jest najdroższa. Nie, teraz biorę tę, którą znam, która ma polecenia, której prace mogę obejrzeć - i uwaga: tę, która czyta rysunki wykonawcze, robi porządną wycenę i potrafi oszacować koszty.



CZEGO NAUCZYŁO MNIE TO DOŚWIADCZENIE? Przede wszystkim planowania, cierpliwości i zwracania uwagi na detale. Wiem, że dobry projekt to nie tylko modne kolory i ładne meble - liczy się również to, czego nie widać na pierwszy rzut oka (rozplanowanie budżetu, porządna dokumentacja, dobry kontakt z wykonawcami). Choć wtedy nie było mi do śmiechu, dzisiaj uważam, że tamte przeżycia w jakiś sposób przyczyniły się do budowania moich projektowych wartości i zasad. Dziś rozumiem więcej i widzę więcej. Na zakończenie mam dla Was mały bonus - kilka linków do produktów, które użyłam w swoim pierwszym mieszkaniu - i które uwielbiam do dziś: nadal regularnie wykorzystuję je w projektach i bardzo je lubię! Jestem bardzo ciekawa jak postrzegacie wyżej wymienione błędy, czy macie podobne doświadczenia? A może niektóre z nich w ogóle nie byłyby dla Was istotne? Dajcie znać w komentarzu :-) Przydatne linki - bonusy: Armatura Omnires Płyta laminowana Swiss Krono - dąb odwieczny Płytki Paradyż Barro Nero - czarny marmur Lampy "bubble"




ree








 
 
 

Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie można załadować komentarzy
Wygląda na to, że wystąpił problem techniczny. Spróbuj ponownie połączyć lub odświeżyć stronę.
bottom of page